Czy to możliwe, by za sprawą naszych działań (dotyku, dmuchnięcia, potrząsania) działy się rzeczy magiczne? Czy to możliwe żeby nasz głos sprawiał, iż świat zmienia kolor i kształt, a czasem nawet miejsce? Czy to możliwe, że mieszkające w książce stwory słuchają naszych poleceń i reagują na nasze działania bawiąc się w najlepsze? TAK! To możliwe! Jeśli autorem tej książki jest Herve Tullet.
Zobaczcie jakie skarby tego autora można znaleźć w Wydawnictwie BABARYBA.
Kiedy w moje ręce trafiła pierwsza książka autorstwa Tulleta byłam szczerze zachwycona, kiedy zaczęłam przyglądać się jego twórczości bliżej i poznawać kolejne pozycje zachwytom nie było końca. Nie jestem w stanie powiedzieć czy to prostota grafiki, sam pomysł i idea książki, estetyka i minimalizm wykonania czy różnorodność sprawiły, że zakochałam się w Tullecie bez pamięci.
Jako logopeda, nie przepadam za wysokimi technologiami i elektronicznymi zabawkami czy książeczkami dla dzieci – zwłaszcza dla maluszków. Może i są piękne, kolorowe, błyszczące, grające, świecące, wydające odgłosy czyli po prostu modne, ale to nadal zabawki elektroniczne (niestety często niewiele mające wspólnego z edukacją i stymulacją rozwoju). Dlatego tak bardzo cenię sobie prawdziwie interaktywne produkty, które bez śladu wysokich technologii angażują dziecko do zabawy, potrafią zaciekawić nie tylko obrazem (odbieranym prawopółkulowo), ale przede wszystkim słowem. Takie, które wymagają uważnego słuchania, zapamiętania, rozumienia i wykonywania określonych poleceń, które stawiają na realne działanie przynoszące realny efekt – czyli poczucie sprawstwa.
Książki Tulleta spełniają te kryteria w 101%. Pierwsze, które bez wątpienia skradły moje serce to biała seria: Naciśnij mnie, Figle migle i Och! Książka pełna dźwięków.
Ciekawie wydane, bez zbędnych rozpraszaczy, z bardzo charakterystycznymi dla Tulleta (sprawiającymi wrażenie nieco nieporadnych) obrazkami pokazują nam bohaterów – kolorowe kropki – jako najlepszych kompanów do zabawy. Kropki zachęcają do rozmowy, do interakcji, do działania, do aktywnego i samodzielnego wykonywania krok po kroku kolejnych zadań i niecierpliwego oczekiwania na dalszy ciąg wspólnych przygód. Prostota jest tutaj kluczem do sukcesu. Książka, którą w trakcie czytania można (a nawet trzeba) potrząsać, dmuchać, naciskać, obracać i pocierać sprawia, że w dziecięcych oczach pojawia się magia – tak! to ja sprawiam, że tak wiele się zmienia, że tyle się dzieje, to ja decyduję, to moje działania są ważne. Nie znajdziemy tutaj grających guzików, święcących przycisków ani piszczących cekinów, znajdziemy za to mnóstwo wyobraźni, kreatywności i zabawy wśród zwyczajnych papierowych kartek i to jest piękne.
Tullet nie zapomina o swoich najmłodszych czytelnikach. Specjalnie dla nich stworzone zostały cztery, niewielkich rozmiarów książeczki o budowie schodkowej, która pozwala odkrywać coraz to nowe elementy jednym ruchem zmieniając cały oglądany obrazek. W serii ukazały się:
^ UFO Kuku
^ Duży czy mały?
^ Już jadę!
^ Super Tata
Książeczki bez trudu zmieszczą się w małych rączkach i nie znużą zbyt szybko, ponieważ każda z nich ma zaledwie 10 stron. Wewnątrz kolorowe, ale nie przerysowane obrazki, które na pierwszy rzut oka nie są zbyt atrakcyjne. Urzekają natomiast formą, pomysłem i sposobem ujęcia tematu przewodniego, nie brakuje w nich również elementów zaskoczenia. Niewiele tekstu – głownie wyrażeń dźwiękonaśladowczych – z prostą historią do opowiedzenia i do zobaczenia. Podoba mi się zwłaszcza składana forma, zupełnie nietypowa, inna niż większość książeczek dla najmłodszych. Bohaterowie, jak na Tulleta przystało, ujmują prostotą postaci, ale ich perypetie pozostają niezmiennie zabawne i zaskakujące, a z obserwowanych historyjek można się wiele nauczyć.
Na deser zostawiłam sobie Turlututu – zdecydowanie najzabawniejszą postać wśród bohaterów Tulleta. Postać przedziwna, nieco szalona, bardzo niezgrabna, mocno absorbująca, a w tym wszystkim urocza i przyjazna dla dziecka. Turlututu zabiera nas w podróż do swojego świata, w podróż interaktywną i edukacyjną, ale jak na autora przystało bez zbędnej technologii czy elektronicznych gadżetów. Książka pozwala i bardzo zachęca dziecko do naśladowania ruchów, powtarzania dźwięków, rozmowy, odpowiadania na pytania, śpiewania, wykonywania przeróżnych zadań i ogromnej ilości śmiechu, który pojawia się na buziach z każdą kolejną stroną.
Pierwsza część przygód Tutlututu. A kuku, to ja! daje nam poznać (bądź co bądź niezbyt urodziwego) bohatera i przedstawia zaledwie niewielką część jego możliwości – to książka, po której zdecydowanie chce się więcej! Pełna kreatywności, zmuszająca do aktywizacji, uruchomienia wyobraźni i uważnego słuchania, bo Turlututu próbuje nas czasem oszukać, a dziecko tylko czeka, by wraz z nim utrzeć czytającemu rodzicowi nosa za sprawą magicznego zaklęcia.Abrakadabra formą dorównuje swojej poprzedniczce, jak i całej serii o Turlututu (a ten przygód ma co niemiara). Nasz bohater znowu zaczepia czytelnika, mówi do niego, opowiada o sobie, swoich przygodach i czaruje – serio! Potrafi wypowiadać słowa od tyłu, wymyślać zabawne wyrazy, zamieniać się w różne postacie, a za sprawą magicznych zaklęć (swoją drogą zachęcanie dziecka do słuchania i powtarzania wyrazów tak abstrakcyjnych i nierealnych jest rewelacyjnym ćwiczeniem logopedycznym) znikać zostawiając małego czytelnika w napięciu i niepewności o dalsze losy bohatera. Na szczęście nie na długo.
Zdecydowanie nie są to książki „do czytania przed snem” – nie ma mowy o nudzie. Tutaj ciągle coś się dzieje, zawsze coś trzeba zrobić, coś zapamiętać, coś przynieść albo w czymś pomóc. Gwarantuję, że podczas lektury dorosły będzie bawił się równie dobrze co dziecko, a spędzony wspólnie czas i radość zachęci do sięgania po Tulleta nie tylko od święta.
Pojawienie się prawdziwego autentycznego geniusza 🙂 możesz rozpoznać po tym, że wszystkie osły i nieuki jednoczą.