Dlaczego nie diagnozuję dzieci koleżanek


Hej. Wpadnij na kawę, a przy okazji zobaczysz czy z moim młodym wszystko w porządku, bo parę spraw mnie trochę niepokoi – usłyszałam kiedyś w słuchawce telefonu. Pojechałam (koleżance nie wypada przecież odmówić) teoretycznie na kawę, w praktyce na diagnozę i szybko pożałowałam tej decyzji. Dziś zamiast „Jasne, nie ma problemu” odpowiadam „Na kawę chętnie, a na diagnozę wolałabym żebyś umówiła się z kimś innym”.

Doświadczenie pokazało mi wielokrotnie, że spotkania na tle prywatno-zawodowym ze znajomymi czy rodziną nie są dobrym pomysłem. Zwłaszcza jeśli w grę wchodzi dobro dziecka i dobro koleżeńskich relacji. Dlatego nigdy (no dobra w 90% przypadków) nie diagnozuję i nie prowadzę terapii dzieci koleżanek, znajomych, sąsiadów ani bliższej i dalszej rodziny. Powodów jest kilka.

Wstyd i strach powodują, że rodzice nie zawsze są ze mną szczerzy. Pomijają niektóre fakty, krępują się mówić o sprawach intymnych (poród, karmienie, przyjmowane leki, przebieg ciąży itp.), koloryzują lub przerysowują prawdziwe problemy dziecka, bo nie chcą być źle oceniani ani przez obcych. ani przez znajomych. Te pierwsze rozmowy zawsze są dość trudne. Wstyd nasila się jeszcze bardziej, gdy na przeciw nas siedzi ktoś bliski, kogo do tej pory traktowaliśmy jak przyjaciela, kto zna nas od dawna i zna mniej lub bardziej naszą historię, a my musimy się przed nim otworzyć. Otworzyć i mówić o swoich obawach, porażkach, strachu, bólu.. Uwierzcie mi, dużo swobodniej rozmawia się z kimś obcym, bezstronnym, bez wyrobionej opinii i w takiej sytuacji dużo łatwiej powściągnąć emocje.

Z kolei dziecko przyzwyczajone do cioci, która wpadnie od czasu do czasu, przywiezie jakąś grę albo książkę i najczęściej rozmawia z mamą, nagle zaczyna czegoś od nas wymagać. W czasie diagnozy wydaję maluchowi różne polecenia, zachęcam nas do wykonywania określonych zadań, pokazuję różne obrazki czy przedmioty i chociaż staram się robić to w sposób bardzo naturalny, zwykle w formie zabawy dla dziecka taka sytuacja jest zupełnie nowa, inna niż relacja którą znało do tej pory, a to może dać nam fałszywy obraz rzeczywistych umiejętności.

Dla mnie jako logopedy, specjalisty, przyjaciela, a przede wszystkim człowieka taka sytuacja też nie jest komfortowa. Muszę swoich najbliższych obserwować, zadawać różnego rodzaju pytania, dociekać jeśli jakaś kwestia mnie nurtuję, oceniać i koniec końców wyciągnąć wnioski na temat rozwoju dziecka. Tutaj nie ma miejsca na emocje, sympatię, znajomości – tutaj najważniejsze jest dziecko. A przekazywane później informacje nie zawsze są pozytywne, nie zawsze spełniają oczekiwania rodzica, nie zawsze są miłe. Moment, w którym muszę powiedzieć cioci, koleżance, kuzynce, że ich dziecko – ich największy, najukochańszy skarb – nie rozwija się prawidłowo są trudne nie tylko dla Rodzica, ale też dla mnie i czasem emocje biorą górę.

Kolejna kwestia to finanse, jestem w pracy, wykonuję swoje obowiązki, ale gdzieś z tyłu głowy pojawia się myśl, że to jednak znajomi, rodzina i może nie do końca powinnam traktować to spotkanie jako pracę, a bardziej jak poradę, rozmowę towarzyską i może bardziej stosowna będzie tutaj koleżeńska pomoc, a tym samym rezygnacja z wynagrodzenia. A to nie wpływa dobrze na mój profesjonalizm.

Z czasem nauczyłam się więc zostawiać sprawy zawodowe w pracy i unikać sytuacji niezręcznych. Staram się też w czasie prywatnych spotkań nie zwracać uwagi na błędy w wymowie otaczających mnie dzieciaków (co nie znaczy, że ich nie słyszę bądź nie widzę 🙂 ), a jeśli zauważam coś mocno niepokojącego delikatnie, z ogromną ostrożnością zwracam uwagę Rodzicowi i sugeruję konsultację ze specjalistą bądź polecam innego logopedę, który zajmie się zaistniałym problemem. Tym sposobem nie cierpią na tym prywatne relacje, a dziecko jest w odpowiedni sposób zaopiekowane.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Shopping Cart