Zeszyty od zawsze kojarzyły mi się ze szkołą, a później ze studiami, z nauką, z robieniem notatek, z obowiązkiem – mniej bądź bardziej przyjemnym. Czy lubiłam swoje szkolne zeszyty? Tak, bo wbrew pozorom dawały mi one poczucie wiedzy, ukazywały upływ czasu, poziom osiągniętych umiejętności i wyznaczały tory do dalszej pracy. Byłam (i nadal trochę jestem) w tym temacie okropną pedantką, zawsze ten sam odpowiednio cienki długopis, żadnych przypadkowych skreśleń czy błędów, idealnie rozmieszczony tekst, wszystko pięknie wyeksponowane, a gdy jakaś strona nie wyglądała tak jak sobie wymyśliłam lub gdzieś wkradł się błąd wyrywałam kartkę i przepisywałam wszystko raz jeszcze aż do skutku. Ot takie moje dziwne zamiłowanie do pięknych notatek.
Jeszcze na studiach miałam brudnopis do notatek robionych w pośpiechu w czasie zajęć czy wykładów i drugi zeszyt bądź segregator z kolorowymi kartkami, do którego skrzętnie wszystko przepisywałam po powrocie z uczelni – ot tak żeby było „ładnie”. Do tej pory mam np. dwa kalendarze, z których jeden jest mocno roboczy. Wiem, strasznie to brzmi 😉 Dopiero z czasem w moich idealnych zeszytach zaczęły pojawiać się zakładki, kolorowe zakreślacze, drobne rysunki czy notatki pozwalające lepiej zapamiętać temat. Kończąc szkołę większość z nas żegna się z zeszytami i notatnikami na rzecz kalendarzy, a ja z przyjemnością każdego dnia przeglądam zeszyty „moich” dzieciaków i rozpiera mnie duma jak wiele jest w nich zawarte i jak wiele znaczą w naszej relacji.

Zeszyt jest często łącznikiem pomiędzy logopedą, dzieckiem, a rodzicem.
Zdecydowana większość dzieciaków na zajęcia przynosi ze sobą zeszyt. Przynoszą go dzieci na spotkaniach indywidualnych w domu, przynoszą też przedszkolaki i bardzo dbam o to, by był on elementem naszej logopedycznej przygody. Dlaczego? Hmm.. patrząc na to merytorycznie zeszyt jest narzędziem naszej pracy, to w nim wykonujemy część zadań, to tam lądują obrazki, rysunki, wyrazy i zadania domowe. To tam malujemy, rysujemy, wycinamy, kolorujemy, przyklejamy. To tam kryją się nasze sukcesy i porażki, nasze radości i smutki.
To zeszyt obrazuje rodzicom (którzy nie zawsze są obecni na terapii) co robiliśmy w danym dniu, nad czym pracujemy, co należy utrwalać, a co sprawia nam jeszcze trudności. Jest też łącznikiem pomiędzy rodzicem i logopedą, w którym zapisać można wskazówki do pracy w domu, ważne elementy zajęć, uwagi na temat postępów czy zachowania dziecka. W szybki sposób mogę też sprawdzić co robiliśmy na ostatnich zajęciach, powtórzyć ćwiczony wcześniej materiał, skontrolować czy dziecko ćwiczyło w domu albo wrócić do konkretnego zadania.
Czy pracuję tylko z zeszytem? Oczywiście, że nie. Na zajęcia wożę ze sobą pudło pełne skarbów i to na ich wykorzystaniu opiera się nasza terapia – na zabawie. Zeszyt jest dodatkiem do całego spotkania, do aktywności poza stolikiem, do używania języka w działaniu, z wykorzystaniem narzędzi, przedmiotów i praktycznego wplatania go w codzienne sytuacje. To wówczas, blisko codziennego życia, zdarzeń, miejsc, ludzi dziecko w praktyce dostrzega zależności i uczy się je interpretować, nazywać, opisywać – uczy się mówić, komunikować, rozumieć.
Po co więc zeszyt? bo jest on dla dziecka czymś niezwykle ważnym, osobistym, spersonalizowanym – często samodzielnie wybranym, z ulubionym bohaterem bajki czy filmu, podpisany, ozdobiony – mocno prywatny. Jest naszym wspólnym (moim i dziecka) aktywatorem do działania, bo z czasem gołym okiem widać jak wiele pracy wkładamy w terapię, jak wiele udało się zrobić, jak daleka droga za nami i jak ogromny sukces osiągnęliśmy.